hootel.pl

czwartek, 2 maja 2013

Australia i Nowa Zelandia odcinek 2 (relacja czytelnika)



Mleczne Podróże, czyli najlepsze promocje lotnicze

Marcin – jeden z naszych czytelników – w styczniu tego roku wybrał się w podróż do Australii i Nowej Zelandii. Postanowił też podzielić się z nami swoimi wrażeniami z podróży. Ze względu na objętość i ilość zdjęć relację podzieliliśmy na kilka części.

Serdecznie dziękujemy Marcinowi za relację i zapraszamy do lektury!

Odcinek 2 podzieliliśmy na trzy części: 1, 2 i 3



…jest to ciąg dalszy PIERWSZEGO ODCINKA relacji…


Dzień 7 SYD-AKL + Auckland


Jak nie dobrze jest wcześnie wstawać… to eufemizm słów które miałem na ustach przez cały ranek, dobrze że nikt dookoła nie mógł tego zrozumieć. Jedyne co tego dnia mnie pchnęło do przodu to chęć pierwszego spotkania z Emirates i ich A380. Przejazd pociągiem na lotnisko bezproblemowy, szybki i nieproporcjonalnie drogi w stosunku do pokonanej odległości 15 minut jazdy pociągiem za 14 AUD, PKP może im zazdrościć.

Emirates odprawia się na lotnisku Sydney na wyspie check-inów E, zajmuje całą jej stronę – odprawa na 11 stanowisk. 1 first, 2 business, 3 baggage drop-off, 5 economy.


IMGP7368res


Pani przy okienku średnio przyjemna. Paszport nie wystarczył, musiałem pokazać wydrukowany booking podróży oraz zostałem poproszony o pokazanie wydrukowanej podróży powrotnej – jak się okazało nawet w Nowej Zelandii nikt mnie na tę okoliczność nie przepytywał. Karta pokładowa w ręku, jeszcze tylko szybkie wypełnienie karty emigracyjnej, sprawna kontrola paszportowa i żegnamy się z Australią – ale na szczęście tylko na krótko.


IMGP7369res


Lotnisko w Sydney po stronie airside robi całkiem fajne wrażenie. Przede wszystkim jest wysoko, nie lubię lotnisk z niskim sufitem. Szybka wizyta w bramce, ludzi na prawdę bardzo dużo – w końcu A380. Zagadka – ile CC potrzebuje Emirates by obsłużyć A380?


IMGP7381res


Boarding będzie się odbywał za pomocą 4 skanerów kart pokładowych – dwa po lewej stronie są dla economy, dwa po prawej dla wyższych klas i pasażerów statutowych. W pierwszej kolejności zaproszone są rodziny z małymi dziećmi. Ja natomiast wykonuję jeszcze krótkie kółko po okolicznych bramkach, może stoi coś ciekawego? Niestety nie, no może poza B747-400 Thai w klasycznym malowaniu.


IMGP7385res


Jeszcze spojrzenie przez malutkie okienko nieopodal naszego gate’u, a tam rzeczywiście stoi Super Jumbo. W dodatku ze specjalną naklejką z okazji zdobycia przez Emirates miliona fanów na facebooku. To A6-EDE, numer seryjny 17, w służbie od ponad 4 lat.


IMGP7382res


Agenci w bramce ogłaszają boarding strefami, najpierw zaproszone są na pokład osoby siedzące w strefach C i F, mi przypadło miejsce 45K znajdujące się w tej drugiej, czyli na dolnym pokładzie w samym nosie maszyny. Po przejściu przez długi rękaw okazuje się, że boarding jeszcze nie został rozpoczęty – wszyscy grzecznie czekają w kolejce. Chwilę później jestem już na pokładzie.


IMGP7386res


Wnętrze całkiem przyjemne, w piaskowych odcieniach. Przede mną słynny już system rozrywki Emirates ICE (od Information, Connectivity, Entertainment).


IMGP7388res


Ciekawe wrażenia robią okna, co prawda są chyba standardowych rozmiarów, ale ściana samolotu jest bardzo gruba, a otwór okienny został tak wyprofilowany, że sprawia wrażenie większego niż jest w rzeczywistości. Wrażenie to potęguje ogromna zasłonka okna.


IMGP7390res


Dzisiaj polecimy na trasie z Sydney do Auckland.


IMGP7394res


System rozrywki oferuje kilka fajnych opcji – można oglądać obraz z 3 kamer zainstalowanych na zewnątrz samolotu i obejrzeć bardzo szczegółowe informacje o locie. Wyświetla się nawet kierunek i siła wiatru.


Boarding w miarę szybko został zakończony, a personel pokładowy od razu przystąpił do rozdawania gorących ręczników. Wszystkie dzieciaki na pokładzie dostały bardzo fajne pluszowe potworki – niemowlak siedzący w rzędzie nieopodal mnie był w niebo wzięty. Dodatkowo, kilka osób z personelu pokładowego co jakiś czas przechodząc obok niego, a to mu machało, a to robili głupią minę czy podawali rękę. Dzieciak się bardzo cieszył i widać, że lot był dla niego frajdą.


Pora zająć miejsca, i przygotować się do startu. Gdy samolot ruszył, pierwsze wrażenie to „jej, jaki on cichy”. Na prawdę, Dreamliner LOT-u się do niego nie umywa jeżeli chodzi o ciszę na pokładzie. Nie minęła chwila, i rozpoczął się serwis pokładowy – na początku zostały rozdane karty z menu śniadaniowym.


IMGP7407res


Do wyboru:

1. Omlet serowy ze szpinakiem, kawałki ziemniaka i połówka pomidora

2. Jajeczno-pieprzowa frittata z kiełbaską z kurczaka, pieczonymi fasolkami i pieczarkami

Zestaw obowiązkowy: zestaw owoców (ananas, melon, arbuz), croisant na ciepło, bułka, sok pomarańczowy, dżem truskawkowy i masło.


Ja wybrałem tę drugą opcję i wyglądała tak:


IMGP7412res


Chwilę później przejechał wózek z napojami. Na szczęście dostałem to co chciałem, bo na początku było małe zamieszanie, gdy okazało się, że tacki z opcjami do wyboru były oznaczone odwrotnie niż zostało o tym poinformowane CC, przez co część osób dostała nie to co chciała.

Wracając do jedzenia, dawno w samolocie nie jadłem tak dobrego posiłku. Na prawdę szacunek dla Emirates. Wszystko na mojej tacy było przynajmniej dobre. Na plus metalowe sztućce w economy.


Lot przebiegł mi błyskawicznie. Nie wiem jak to możliwe – przez cały czas miałem kontakt wzrokowy z którymś z członków załogi – w razie jakiejkolwiek potrzeby reagowali błyskawicznie. W czasie lotu słuchałem sobie w ICE kanału Emirates, który daje wybór wywiadów z różnymi osobami związanymi z Emirates. Prezes opowiadał o rozwoju portu w Dubaju i siatki Emirates (między innymi mówił o Warszawie), a panowie piloci prowadzili dyskusję A380 vs. B777 zakończone oczywiście hasłem „oba są fajne”.

Za oknami szybko pojawiła się Nowa Zelandia.


IMGP7415res


Załoga szybko przygotowała samolot do lądowania, ale nawet siedząc na swoich fotelach, nawiązywali kontakt z pasażerami na przeciwko. Steward siedzący przede mną opowiadał co warto zobaczyć w Auckland.


Miękkie lądowanie i Kia Ora New Zealand! A w zasadzie w Aotearoa! Na prawdę lot Emirates mi się podobał i jestem w stanie zrozumieć, że dla wielu jest to linia pierwszego wyboru. Przede wszystkim sympatyczna załoga pokładowa. Na moim rejsie rewelacyjna była szefowa pokładu, która o dziwo dla mnie pracowała w mojej sekcji economy. Uśmiech w ogóle nie schodził z jej twarzy. Wychodząc z samolotu mogłem po raz pierwszy zobaczyć go w pełnej okazałości.


IMGP7422res


Kontrole paszportowe i celne poszły nad wyraz sprawnie – po 40 minutach od lądowania byłem na zewnątrz terminalu.

Do centrum Auckland można pojechać AirBus Express. Bilet w dwie strony kosztuje 28NZD, a dystans do przejechania jest całkiem duży więc cena wydaje się być w porządku. Nocleg zarezerwowałem w Jucy Hotel, ale w ogóle go nie polecam – przynajmniej był tani.

Chwila na ogarnięcie się i w drogę, Auckland czeka. Mimo, że przez wielu jest uważane za stolicę NZ, nie jest nią. Jest to największe miasto tego kraju, mieści się północno-zachodniej części Wyspy Północnej pomiędzy Morzem Tasmana, a Oceanem Spokojnym. Temperatura trochę ponad 20 stopni, więc idealna do zwiedzania. Plan na dziś nie jest duży – zaczynam od spaceru obok Uniwersytetu, gdzie znajduje się ciekawa, stara zbudowa – poniżej zdjęcie sądu najwyższego.


IMGP7426res


Chodząc po mieście cały czas muszę na przemian chodzić pod górkę i z górki – to nowość w porównaniu do Australii. Mam wrażenie, że tu nie ma 2 punktów, do których droga prowadzi „po płaskim”. Ulice w tej okolicy są bardzo zielone, co cieszy oczy.


IMGP7430res


Spacer doprowadza mnie do Albert Park, w którym sporo osób spędza swój wolny czas. Miasto sprawia wrażenie wymarłego, na ulicach nie ma wielu ludzi. Po części jest to pewnie wina faktu, że dziś jest niedziela. Dodatkowo efekt wyludnienia na pewno wzmacniają wakacje, które w Nowej Zelandii są teraz w pełni.


IMGP7438res


W parku mimo chłodniejszego klimatu niż w Australii można znaleźć palmy. Centralnym punktem terenów zielonych parku jest fontanna.


IMGP7440res


IMGP7449res


Kolejny punkt na mojej trasie to najwyższy budynek w Auckland, oczywiście trasa wiedzie pod górkę ;) I oto on – mierzący 328 metrów Sky Tower.


IMGP7451res


Trasa do tej wieży biegnie główymi ulicami miasta, z której najważniejsza to Queens Street.


IMGP7453res


IMGP7461res


Po drodze przypadkowo zahaczam o Aotea Square otoczonego licznymi centrami handlowymi i kinami. Na placu znajduje się pomnik burmistrza Auckland – Robinsona Dove-Myera, którego poczynania doprowadziły do rozkwitu miasta w latach 60-tych XX wieku.


IMGP7475res


W końcu dotarłem do wspominanej wcześniej wieży, którą otwarto w 1997 roku. Dla żądnych wrażeń wieża oferuje oprócz tarasów widokowych dwie opcje – spacer w sprzęcie alpinistycznym po tarasie bez barierek na zewnątrz budynku oraz… skok z wieży. Nie byle jaki skok, bo nie jest to standardowe bungee – śmiałek jest przypinany za pomocą lin do bloczków, które przesuwają się po dwóch linach prowadzących zwieszonych z górnego tarasu widokowego na platformę obok wieży. Skoczek leci cały czas w spadku swobodnym, by na kilkanaście metrów przed platformą bloczki go wyhamowały do prędkości pozwalającej mu wylądować na własnych nogach. Inna sprawa, że nogi są wtedy tak miękkie, że nikt z tych, którzy skoczyli na moich oczach nie ustał lądowania.


IMGP7484res


Widoki z góry są fenomenalne – Auckland może nie jest najładniejszym miastem na Świecie, ale jest pięknie położone. Wjazd na wieżę kosztuje 25 NZD, za 3 dolary więcej można wjechać kilka poziomów wyżej, ale subiektywnie nie warto.


IMGP7495res


IMGP7498res


Po wizycie na wieży moje kroki kierują się do Viaduct Harbour, czyli mariny Auckland. Stanowi dom dla żeglarzy przybywających do Auckland, ważny ośrodek życia nocnego miasta oraz staje się miejscem budowy nowych apartamentowców.


IMGP7507res


Jest to także siedziba syndykatu Emirates Team New Zealand, który wygrywał wielokrotnie najważniejsze na Świecie Regaty o Puchar Ameryki.


IMGP7503res


Widok na Central Business District z mariny:


IMGP7510res


Wizja architekta jednego z apartamentowców:


IMGP7520res


Drogowskazy, by na pewno się nie pogubić w porcie.


IMGP7523res


Droga powrotna do hotelu wiedzie przez główny nadmorski deptak – Quay Street.


IMGP7537res


Podobnie jak w Sydney, miasto dużo zawdzięcza swojej zatoce. Bardzo ważne jest zapewnienie sprawnego transportu promowego, gdyż dla wielu mieszkańców jest to najlepszy sposób komunikacji. Główna przystań promowa doczekała się od władz miasta takiego budynku:


IMGP7554res


Dziś nie jest już wykorzystywany w sposób jaki był dla niego przewidziany, mimo że główna przystań miejska znajduje się tuż za nim. Aktualnie jest on siedzibą dla sklepów i restauracji.


Rdzennymi mieszkańcami Nowej Zelandii są Maorysi. Jest to lud wywodzący się z Polinezji, uważa się że zasiedlili Wyspę Północną w XIII wieku. Legenda głosi, że jeden z wodzów Maorysów przybył do Nowej Zelandii i nazwał ją Aotearoa, czyli Kraj Białej Chmury (stąd moje dzisiejsze przywitanie z Wami po przekroczeniu granicy tego kraju). Maorysi są znani ze swej charakterystycznej sztuki tatuażu, do której nawiązania znajdują się w wielu miejscach w Nowej Zelandii – chociażby Air New Zealand bardzo chętnie korzysta z motywów Maori. Wiele osób tu mieszkających ma rysy twarzy mniej lub bardziej podobne do maoryskich, zastanawiałem się jak Wam wyjaśnić te rysy, ale chyba najlepiej odda to ten znajdujący się na Quay Street pomnik:


IMGP7557res


Dodam jeszcze, że istnieje lista 100 zwrotów wywodzących się z maoryskiego, które wypada Nowozelandczykowi znać – chyba najpopularniejszym jest „Kia Ora”, tradycyjne powitanie tłumaczone jako „bądź zdrów”. Drugim najbardziej rozpoznawalnym jest haka, ale o hace będzie w następnym odcinku

Wróciłem do hotelu i padłem, ale w sumie zobaczyłem co było w Auckland do zobaczenia. Jeżeli ma się cały dzień (ja miałem pół), to spokojnie można całe miasto zwiedzić.


http://www.mlecznepodroze.pl/2013/05/02/australia-i-nowa-zelandia-odcinek-2-relacja-czytelnika/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz