Zapraszamy na relację z wycieczki do Gruzji. Przed Wami czwarta część relacji. Teraz udajemy lotem krajowym z Tbilisi do Batumi. A na koniec odlot z Kutaisi.
Dzień 7 (28 maja, wtorek)
Poranek ostatniego dnia wita nas deszczem i ulewą. Przez pogodę nie ruszamy się z domu i na spokojnie zjadamy śniadanie.
Na początek – sufit w naszym pokoju:
Pomału kończymy naszą podróż. Joe z Tatą zawożą nas na pocztę, a znaleźć działającą pocztę to tutaj osiągnięcie. Jeden z oddziałów poczty mieści się gdzieś tutaj: KLIK
Ceny znaczków nie są też specjalnie przyjazne – jeden znaczek kosztuje 4 lari, czyli ok 8 PLN!
Na koniec zostajemy zabrani do wielkiej katedry dominującej nad miastem. Została ona zbudowana 2 lata temu i jest największym tego typu budynkiem w Gruzji.
Trzeba przyznać, iż rzeczywiście jest większa od innych :)
Tak kończymy zwiedzanie Tbilisi, które zobaczyliśmy trochę po łebkach. Być może nadrobimy to w przyszłości, gdy wrócimy do Gruzji.
Joe z tatą odwożą nas na lotnisku w Tbilisi, skąd czeka nas lot do Batumi. Korzystając z dobrych przedsezonowych cen w Georgian Airways postanowiliśmy nie jechać nocnym pociągiem, ale pokonać tą drogę sposobem najszybszym, czyli samolotem.
Boarding i security na lotach krajowych w Gruzji odbywają się z terminala krajowego, który raczej powinien się nazywać pomieszczeniem, a nie terminalem :)
Nie ma się jednak co dziwić: krajówki w Gruzji to – w maju – tylko loty na trasie Tbilisi – Batumi, które odbywały się 3-4-5 razy w tygodniu.
Zmieniło się to bodajże od początku czerwca: Georgian Airways rozpoczął loty na trasie Tbilisi – Kutaisi. Loty mają odbywać się także ok 4 razy w tygodniu.
Lot był bardzo krótki – trwał około 30-35 minut, a na pokładzie było bodajże 16 osób. W trakcie przeloty załoga podała wodę, do jedzenia nic nie dali:/
http://www.mlecznepodroze.pl/2013/06/10/gruzja-2013-relacja-czesc-4/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz